autorka


 Moileviera. Moile, Moil, Moś, Mol (by Maśka, all rights reserved*). W prawdziwym świecie Wiktoria, ale z racji zupełnej antypatii do tego imienia oficjalnie nie zgadzam się, by się tak do mnie zwracać (no, chyba że ktoś wymyśli jakieś akceptowalne zdrobnienie, wtedy ewentualnie mogę zezwolić :>); na co dzień mówią też do mnie Chlor, tak już można sobie mnie nazywać, jeśli wola!
Stan na rok 2013: mam bez mała siedemnaście lat (zodiakalny Baran, jakby ktoś był ciekaw), uczę się w warszawskim liceum w klasie o profilu polonistyczno-klasycznym – tylko dlatego, że bardzo chciałam uczyć się łaciny. W ogóle jakoś wyszło, że uczę się w tym roku czterech języków obcych, bo prócz angielskiego i łaciny jeszcze niemieckiego i hiszpańskiego; właściwie można by było nawet powiedzieć, że to mnie rajcuje, połowę wymienionych dowaliłam sobie niemądrze z własnej woli i chociaż kosztuje mnie to sporo nerwów i wysiłku, nie żałuję! Bo języki te przydadzą mi się, kiedy już będę jeździć po świecie, kręcąc swoje filmy, bo, owszem, będę filmowcem. Nie wiem jeszcze, kim konkretnie, w sumie nie jest to aż tak ważne, czy będzie to reżyseria, scenopisarstwo czy jeszcze coś innego (byleby była to taka posadka, żeby móc mieć wpływ na treści merytoryczne tworów, pod którymi mnie podpiszą). Filmy i Kinematografia podbiły moje serce stosunkowo niedawno, ale na stałe i nawet wyparły z pierwszego miejsca Słowa i Literaturę; teraz w wolnym czasie zamiast zakopywać się w powieści, zakopuję się w filmy. Oglądam praktycznie wszystko jak leci, jednakowoż najbardziej lubię, wyrażając się kategoriami, dramaty/melodramaty psychologiczne, dokładniej wszystko to, co wbije mnie w fotel i pozbawi zdolności chociażby kiwnięcia palcem na jakiś czas, nabawi dysonansu poznawczego i przy okazji może wycisnąć kilka łez (bo jestem niereformowalna i niezmiennie od dawna kocham się wzruszać przy sztuce, ryczeć i się w ten sposób umartwiać, chociaż moją dziwną psychiką to nie jest zbyt rozsądne). Uwielbiam Polańskiego, Lyncha, Eastwooda, Aronofsky’ego i Leone, najbardziej ukochane tytuły: „Efekt motyla”, „Requiem dla snu”, „Dawno temu w Ameryce”, „Gladiator”, „Skazany na Shawshank”, „Lektor”, „Oszukana”, „Biały oleander”, „Pan od muzyki”. Mogłabym właściwie wymieniać w nieskończoność i męczyć Was, póki nie zaczniecie błagać o litość, ale chyba tym razem Wam daruję!
            Idąc dalej tropem moich zainteresowań, natrafimy na pisanie. Towarzyszy mi ono zawsze, niezmiennie od bardzo dawna, za to w różnej postaci; najpierw były opowiadania do szuflady, później zaczęło się blogowanie, w podstawówce jeszcze pisałam coś na łamach gazetki szkolnej, teraz jeszcze wyżywam się twórczo na forach pbf, rpg (play by forum, role play game), co jest bardzo wciągające, siedzę w tym już od dwóch lat i szybko nie dam za wygraną, chociaż po takich sesjach trudniej mi zabierać się za dłuższe teksty, jak Historia Przypadku chociażby, ale też inne, które póki co piszę dla siebie, a które być może pewnego dnia w odległej przyszłości doczekają się publikacji. Muszę się pochwalić, bo nie wytrzymam, że w pisaniu mam już swój mały sukcesik, bo w zeszłym roku zostałam laureatką międzynarodowego konkursu literackiego (walczyłam z grupą wiekową gimnazjum, dlatego nazywam ten sukces małym), którego przewodniczącą jury była Wanda Chotomska. Dumna jestem z tego jak paw!
            Przejdźmy jednak dalej, tu już bez hierarchii, bo trudno mi uszeregować te wszystkie zajęcia, za które się łapię z braku laku. Bo do tego wszystkiego, co powyżej jeszcze śpiewam, rysuję, na gitarze gram i przymierzam się do skrzypiec (wiem, że niby za stara jestem, ale naprawdę mnie to nie obchodzi, nauczę się i to sama!), babrałam się chwilami w programowaniu i w grafice komputerowej, fotografii… zajętym dzieckiem jestem.
            Co zaś można powiedzieć o moim obyciu? No cóż… nie chcę powielać „zwariowanych nastolatek” i tym podobnych stwierdzeń… ale tak, to pasuje. Jestem nieokrzesana, głośna, nie przejmuję się ludzką opinią, chwytam życie garściami, śmieję się na całe gardło, dużo marzę. Jestem też bardzo – aż chwilami za bardzo – ekspresyjna, kłótliwa. Bywam jednak melancholijna, łapie mnie nostalgia, łatwo się wzruszam i przejmuję najgłupszymi rzeczami (pomijając szkołę i te takie, takie). No i zupełnie nie nadaję się do życia w dzisiejszej rzeczywistości, jestem mieszanką dziecka lasu i anarchisty. 

1 komentarz:

13.02.2017

A może by tak?

Statystyka

Obserwatorzy